Moja znajoma pracuje w sekretariacie. Fajna praca, ktoś powie. No fajna. Jakieś tam dokumenty, zero pracy fizycznej. No, a prawda jest taka, że nie jest tak kolorowo. Jest szaro. Okropnie. Nie jest fajnie. Dlaczego? Nie myślcie, ze ona narzeka. No to co jest nie tak? Ma tyle roboty z dokumentami, że masakra. Serio. Naprawdę dużo. Tyle ile każdy? Nie. Dlaczego? bo sama obsługuje cały sekretariat. A ten sekretariat jest duży.
Co gorsza musi pilnować wszystkich, żeby nikt o niczym nie zapomniał, żeby wszyscy robili te swoje rzeczy w terminie. Poza tym, wpisuję różne dane do komputera, musi walczyć z natrętnymi pracownikami, wyszukiwać im jakichś starych dokumentów, co w cale nie jest proste, bo nie są one ułożone alfabetycznie ani w żaden inny sposób, który by ułatwiał znalezienie. A co najgorsze, jak się jakoś pomyli, czegoś nie dopilnuje to grozi jej nawet więzienie. Masakra. A pracuję za 1200 zl. Naprawdę. Nic więcej. Można by było to jakoś ogarnąć, gdyby był ktoś do pomocy, ale nie. Nie ma. Bo nie chcą wydawać więcej pieniędzy na jeszcze innego pracownika. Chore. Chory kraj. Znajoma szuka innej pracy. Nie dziwię się. Dlatego jak kouś mówimy: fajna praca, to czasem nie zdajemy sobie sprawę, że nie jest tak różowo.
A wiele osobom nie chce się po prostu tłumaczyć, że wcale tak nie jest. Bo komu chciałoby się to w kółko powtarzać? Póki, co, znajoma tam pracuje, bo wiadomo, ciężko od razu coś znaleźć. Mam nadzieję, że jej się uda. Każdy chce spokojną, normalną prace. To zbyt wiele?